Recenzja gry Xbox Series X

Saints Row (2022)
Douglas Carrigan
Jaimie Johnson

Bal wszystkich Świętych

Seria "Saints Row" nie miała łatwego startu, kiedy to próbowała być klonem "Grand Theft Auto", jednak wraz z kolejnymi odsłonami twórcy odsuwali się od produkcji Rockstar Games i szli we własnym,
"Saints Row" - recenzja
Seria "Saints Row" nie miała łatwego startu, kiedy to próbowała być klonem "Grand Theft Auto", jednak wraz z kolejnymi odsłonami twórcy odsuwali się od produkcji Rockstar Games i szli we własnym, jajcarskim kierunku. Kiedy już udało im się wejść na dobre tory przy "Saints Row: The Third" i przypieczętować to "Saints Row IV", Volition zdecydowało, że następna odsłona wyrzuci to wszystko do kosza i zacznie od zera. Czy faktycznie był to dobry ruch?



Przygodę z "Saints Row" rozpoczynamy w diabelsko rozbudowanym edytorze, który pozwala robić cuda i jeśli macie do tego smykałkę, to spędzicie tam długie godziny. Są znane z poprzednich "Saints Row" suwaki do wielkości biustu i przyrodzenia, a także wybieranie w jaki sposób mają być cenzurowane miejsca intymne (domyślnie są piksele, ale możecie zamiast nich ustawić emoji bakłażana). Miłym zabiegiem ze strony twórców było wycięcie edytora z samej gry i udostępnienie go jako darmowej aplikacji "Boss Factory" na konsolach i PC, dzięki której możecie zaprojektować swoją postać już teraz i zassać ją potem prosto do gry. Gra pozwala również na pobieranie projektów postaci stworzonych przez innych graczy. Warto też dodać, że edytor jest dostępny przez cały czas zabawy poprzez aplikację w smartfonie i możemy używać go do woli kiedy chcemy.



No dobra, mamy swojego bohatera, jednak okazuje się, że jak epicko by on nie wyglądał to jest z grubsza życiowym przegrywem, który wynajmuje małe mieszkanie z trójką znajomych, a w pracy nikt nie traktuje go poważnie i odsyła do najgorszych zadań. Po krótkim wprowadzeniu i wplątaniu się w niezłe bagno, nasza czwórka decyduje się porzucić swoje dotychczasowe zadania i założyć własną organizację przestępczą o znajomo brzmiącej nazwie "SAINTS". Teraz trzeba tylko zyskać szacunek, pieniądze i kontrolę nad miastem. Muszę przyznać, że fabularny początek jest całkiem niezły i dobrze mu idzie budowanie historii nowopowstającego gangu, jednak zaraz po tym wszystko się jakoś zaczyna rozmywać. Misji jest całkiem dużo, jednak brakuje im pazura, a sama historia kończy się zanim na dobre się rozkręci. Są wśród nich perełki jak podczepianie do haka toi-toia z członkiem wrogiego gangu i niszczenie nim ich siedziby czy zabawy w LARPowanie, jednak od momentu założenia "SAINTS" miałem wrażenie, że gra nie za bardzo ma pomysł w jakim chce iść kierunku, zaś twist fabularny pod koniec jest tak do bólu przewidywalny, że temu kto go wymyślił powinno być najzwyczajniej wstyd. Na szczęście oprócz fabuły mamy masę aktywności pobocznych, strzelania i jeżdżenia, co wypada nieco lepiej.



Jednym z bajerów gry miało być budowanie dowolnych biznesów przestępczych w różnych miejscach Santo Ileso, jednak finalnie wygląda to tak, że mamy z góry określone działki do ich stawiania i nasza decyzyjność kończy się na tym, gdzie konkretny biznes stanie. W żaden sposób nie wpływa to na rozgrywkę i nie ma większego znaczenia, jednak każdy z nich to dodatkowa lista zadań, które musimy wykonać, aby zyskać wpływy na dzielni. Będziemy więc kradli food trucki, którymi mafia dystrybuuje narkotyki, psuli zabawę wrogim LARPowcom, odbierali fury dla komorników czy zgarniali toksyczne odpady z pobliskich firm. Poza wpływami, punktami doświadczenia i kasą zyskamy też w ten sposób nowe fury do garażu, ubrania czy projekty giwer, zaś sama zabawa jest naprawdę ok. Poza tym w grze czeka na nas ponad setka znajdziek, miejsc do sfotografowania czy wrogich grupek do rozwalenia, więc jeśli marzy Wam się wymasterowanie wszystkiego to przygotujcie się na kilkadziesiąt godzin zabawy.



Nie mogę nic złego powiedzieć na totalnie zręcznościowy model jazdy i brak jakichkolwiek praw fizyki, bo dokładnie tego po tej grze oczekiwałem, jednak na drewniane bieganie już tak. Nasza postać porusza się jak kloc i jakiekolwiek próby wdrapywania się gdzieś czy przeskakiwania kończyły się na tym, że grzecznie wchodziłem po schodach lub okrążałem żywopłot, bo tak było szybciej. Strzelanie jest poprawne, celownik trzyma się przeciwników jakby było przyklejony, a amunicji jest od groma, więc naprawdę będziecie musieli się postarać, żeby Wam jej zabrakło. No chyba, że traficie na błąd, który zablokuje Wam możliwość podnoszenia amunicji. I uwierzcie mi, to tylko wierzchołek góry błędów jaka na Was czeka.



Przenikające postacie, znikające samochody, problemy z detekcją kolizji, migotające tekstury, niedoczytujące się cienie, losowe wyłączanie animacji poszczególnych akcji, głupiejąca kamera, sztuczna inteligencja zapominająca się włączyć - w tej grze jest wszystko co widzieliście w grach z ostatnich lat i chyba tylko "Cyberpunk 2077" byłby w stanie konkurować z "Saints Row" na tym polu. Dodajcie do tego jeszcze kilka crashów i wyrzucanie do menu konsoli, po których gra zmieniała głos mojego bohatera na kobiecy (czemu? nie wiem). Nie jest to najbardziej dopracowana produkcja w jaką grałem i niestety to samo rozciąga się też na oprawę graficzną. Choć "Saints Row" ma swój styl i są momenty kiedy prezentuje się całkiem nieźle, to widać jednak, że to gra tworzona z myślą o poprzedniej generacji konsol i pod względem graficznym najbliżej jej do "Watch Dogs 2". Jakby tego było mało to twórcy zdecydowali się na pięć trybów graficznych, co samo w sobie jest już nieśmiesznym żartem, bo tak wyglądająca produkcja powinna działać tylko w 4K60 lub w 4K30 z Ray Tracingiem - nic więcej. Dużo lepiej wypada na szczęście oprawa audio, bo w grze znalazło się kilka stacji muzycznych z całkiem niezłymi kawałkami idealnie pasującymi do przemierzania Santo Ileso.



Pomimo tych wszystkich błędów, niedociągnięć i średniej oprawy graficznej bawiłem się naprawdę nieźle i mam ochotę grać dalej, aby przy moim zapisie pojawiło się magiczne 100%. To gra z kategorii AA, której twórcy ewidentnie mieli dużo pomysłów, ale nie wiedzieli jak je wszystkie spiąć do kupy, a na dodatek tworzyli ją w trakcie pandemii co zostawiło swoje piętno na wielu wydawanych ostatnio tytułach. Jeśli podobały Wam się poprzednie odsłony i szukacie czegoś luźnego, oferującego całkie niezłą, niezobowiązującą zabawę to warto za jakiś czas dać szansę nowym "Świętym".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones